Jak co dzień wybraliśmy się na spacerek. Jednak tym razem było inaczej. Hana miała tę przyjemność trzymać mnie na smyczy. Jej radość była OGROMNA. Moja, nie ukrywam , niekoniecznie tak ogromna.
Powiedzmy - bardziej ucieszyłem się faktem, że słonko w końcu pojawiło się na dworze. Wspólny spacerek nie trwał zbyt długo, bo przecież ja lubię pobiegać, a z Montaną to już trzeba uważać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz